Ubezpieczenie konia – co daje, przed czym chroni i czy się kalkuluje?
Co daje ubezpieczenie konia? Mnie daje poczucie spokoju, że nawet jeśli wydarzy się coś złego, to będę miała wsparcie finansowe. Niejednokrotnie właśnie takie wsparcie finansowe pomaga w podejmowaniu właściwych decyzji związanych z leczeniem konia. Przed czym chroni? Jednych chroni przed pożyczkami i kredytami w razie nieszczęśliwego wypadku, innych chroni przed roszczeniami osób trzecich. Ale co najważniejsze chroni przyszłość naszego pupila. A czy się kalkuluje? Odpowiem najszczerzej jak potrafię, obyśmy nie musieli się o tym przekonywać na własnej skórze, albo końskiej. Mnie póki co się kalkuluje, bo wybrałam dobrą firmę ubezpieczeniową.
Czy ubezpieczenie konia się opłaca? Mój punk widzenia
O tym czy się opłaca, czy nie, tak naprawdę decyduje wypadek, przypadek, czyli fachowo nazywane zdarzenie losowe. Posiadacze koni doskonale wiedzą, jak rumaki potrafią być płochliwe, i jak nieobliczalne w stanie paniki. Koń to nie wierzgający na smyczy ratlerek, tylko półtonowa lokomotywa, która napędzana własnym strachem będzie próbowała np. wcisnąć się w półotwarte drzwi do boksu. Albo będzie gnać na złamanie karku przed unoszącym się na wietrze woreczkiem foliowym. Powód do strachu zawsze się znajdzie, a im gorętsza krew tym i większa fantazja w tej materii. I właśnie podczas takich nieprzewidzianych okoliczności najczęściej dochodzi do kontuzji, mniejszych czy większych, ale niestety drogich. Ale kontuzje to tak naprawdę tylko kropla w basenie możliwości, w którym możemy utopić niezłą kasę.
Wydaje mi się, że nikt kogo pośrednio, czy bezpośrednio nie dotknęło jakieś nieprzyjemne zdarzenie tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy z wysokości kosztów leczenia konia. I tu jak zwykle na moim blogu pojawi się pewna historii z życia wzięta.
Mercury, nieubezpieczone szczęście
Pewnie część z was zna konia Mercurego (właściciel Dorota Hojda). A z pewnością zna go doskonale cała klinika z okolic Wrocławia, a konkretnie z Rudy Żmigrodzkiej. W szczególności dr. Anna Biazik – fantastyczny lekarz i specjalista. To właśnie historia tego konia każdorazowo utwierdza mnie w przekonaniu, że jednak warto opłacać polisę ubezpieczeniową. Dla tych co nie znają losów tego konia opowiem po krótce jego przypadek. Otóż Mercury nagle dostał ataku bólu w boksie. Początkowo podejrzewano popularną kolkę, ale ostatecznie okazała się że była to przetoka. Koń w trybie natychmiastowym musiał zostać przewieziony do kliniki (podróż z okolic Krakowa pod Wrocław w Boże Narodzenie graniczyła z cudem). Udało się … zdążyli na czas (6 godzin).
W momencie przyjęcia pacjenta do Kliniki mowa była o około 10 tys zł. (dodam, że to był rok 2016/2017). Niestety bardzo ciężka operacja (usunięto mu około 9 m jelit) i późniejsze komplikacje sprawiły, że Mercury opuścił klinikę dopiero po blisko 2 mc. Rachunek za stacjonowanie i leczenie przerósł możliwości finansowe właścicielki, a było tego 25 tys. Cale szczęście, bliscy znajomi i rodzina nie zawiedli. Mercury dziś wygląda jak źrebna kobyła, i ma się świetnie. Z tego co wiem Dorota uważa, że to jedna z trudniejszych, ale lepszych decyzji życiowych. Jedyne czego żałuje, to tego że nie miała wykupionego ubezpieczenia.
Ubezpieczenie koni – oferta firm ubezpieczeniowych. Co wybieramy i jak ubezpieczamy konie?
Oferty firm ubezpieczeniowych ewoluują od lat, ku mojej uciesze. Początki były naprawdę średnie, żeby nie pisać, że bardzo słabe. W chwili obecnej większość poważnych ubezpieczycieli ma w swoim katalogu ubezpieczenia od takich zdarzeń jak: śmierć, czy uśpienie z konieczności (np. w wyniku wypadku, operacji, kastracji, porodu, czy ciąży). Są również ubezpieczenia od kradzieży. Nie stoi też nic na przeszkodzie, by polisa obejmowała odpowiedzialność wobec osób trzecich za szkody naszego pupila (kopnięcia, ugryzienia, czy inne np. zniszczenie siodła). Ochroną można także objąć osobę, która aktualnie opiekuje się naszym koniem, użytkuje go, czy w jakiś inny sposób sprawuje nad nim kontrolę.
Moim zdaniem najważniejsze są ubezpieczenia, które pokrywają nam część, albo całość kosztów leczenia (np. operacje kolek, naderwanie ścięgna, usuwanie odprysków kości itp.), czy późniejszą rehabilitację. Z obserwacji własnych i relacji znajomych, to właśnie tego typu zajścia są najbardziej kosztowe.
Może na koniec wspomnę o jeszcze jednej ciekawej opcji ubezpieczeniowej, która w szczególności zainteresuje sportowców. A mianowicie jest nią ubezpieczenie konia na wypadek trwałego wykluczenia z użytkowania (np. kontuzja na padoku, czy parkurze). Uraz dyskwalifikujący konia z dalszej kariery sportowej jest również ciężki dla zawodnika, ponieważ on też traci możliwość uczestniczenia w zawodach. A przynajmniej do czasu zakupu kolejnego konia. I tu z pomocą może przyjść wypłacona suma ubezpieczenia, którą umożliwi jego sfinansowanie.
Całe szczęście ubezpieczanie konia sportowego, rekreacyjnego, czy hodowlanego – to możliwość, a nie obowiązek.
Czy ubezpieczenie konia się opłaca i czy w ogóle warto sobie nim zaprzątać głowę? Mam nadzieję, że wymienimy się poglądami w tej kwestii, pod artykułem. Ciekawa jestem, czy ktoś z was też korzysta z usług firm ubezpieczeniowych. Jeśli tak, to jakich? Jaki pakiet preferujecie, i co was skłoniło do zawarcia umowy?
Piszcie, udostępniajcie artykuł, niech rozgorzeje dyskusja!